Pietra Ligure last minut
Krótki wypad z dziećmi do Pietra Ligure w Ligurii (2015) to prawdziwe wakacje last minute. Przede wszystkim to był dla nas bardzo pracowity okres i właściwie nie było wiadomo czy w ogóle gdzieś wyjedziemy. A jak już wykroiliśmy trochę czasu na wspólne wakacje to mogliśmy sobie pozwolić na maksymalnie 10 dni nieobecności w domu. Dobre i to – zwłaszcza, że byłoby nam bardzo żal dzieciaków jakby przez dorosłe sprawy, spędzili bite 2 miesiące w domu.
Wybór nie był trudny. Najpierw drogą eliminacji postawiliśmy na wypad samochodem. Mamy sporo doświadczeń w lataniu, ale przy totalnie niespokojnej i szalonej, dwuletniej wtedy Maryśce, przy rozkapryszonej, nadwrażliwej, o płaczliwym usposobieniu pięcioletniej Emilii – nawet obecność silnego i pomocnego 12-latka wydawała się zbyt słabym argumentem za podróżą samolotem. No i nasze zawsze liczne bagaże, z ogromną ilością niezbędnych rzeczy. A poza tym – my po prostu lubimy jeździć :) Lubimy ten czas tylko dla nas – choć czasem znudzone panny dają w kość i zamiast miłej rozmowy mamy w aucie wielką awanturę. Poza tym Michał może sobie zapalić po drodze. No i zawsze przywozimy do domu całe mnóstwo zakupów, których nie sposób byłoby upchnąć w walizce samolotowej.
Mieliśmy termin – za chwilę, środek transportu – auto, ale nie mieliśmy kierunku ;) Przez kilka dni jeździliśmy palcem po mapie i w sumie nie zdziwiło nas, że choć palec był w naprawdę wielu miejscach osiągalnych samochodem, ostatecznie wylądował we Włoszech. To ze względów zawodowych miejsce naszych ciągłych powrotów.
Nie mieliśmy zbyt dużo czasu na poszukiwania, bo termin wyjazdu był dosłownie za kilka dni ;) Nasz wybór padł na Ligurię, która marzyła mi się od dawna. Jeszcze tam nie byliśmy. Kusiły mnie Cinque Terre, Genua, piękne zatoki i bliskość Francji – Nicei i Cannes. No i nadal kuszą, bo w sumie w czasie tak krótkiego pobytu nie widzieliśmy zbyt wiele. Postanowiliśmy, że to będzie czas wyłącznie dla dzieci – spędzimy go tak jak lubią i tak jak chcą. Skoro mają tak krótkie wakacje i tak niewiele czasu przez cały rok spędzają z nami, to te wakacje należą się im jak psu kość. Niech będzie plaża, morze, basen i lody, choćby codziennie. Zamiast ciągłych wypadów krajoznawczych. I tak koniecznie muszę tam wrócić, bo wiem czego nie widziałam, a co bardzo chcę zobaczyć.
Podróż z dziećmi do Ligurii
1500 kilometrów i wg Google’a 13,5 godziny. Oczywiście podzieliśmy tę podróż na dwa dni – choć spokojnie jest do zrobienia w jeden. Ale nie z naszymi dziećmi ;) Siku, zakupy, obiadek, potem papierosek tatusia, kawka mamusi, kanapka Antosia. Nie warto się stresować – dzielimy trasę na dwie części. Tyle, że pierwszą część robimy dłuższą, dzięki czemu kolejnego dnia mamy mniej do przejechania i wcześniej zaczynamy wakacje.
Postanowiliśmy poszukać noclegu w okolicy Udine – to pierwsze duże miasto we Włoszech, ok. 930 km z domu i w teorii 9 godzin jazdy. Ale w praktyce – wyszło 13 :) Bo najpierw zatrzymaliśmy się w Wiedniu na zakupy w DM (sieć drogerii – jedna z naszych ulubionych, gdzie zawsze robimy wieeeelkie zakupy na zapas), a potem zrobiło się popołudnie i godzina powrotu Wiedeńczyków z pracy, więc utknęliśmy w gigantycznym korku. W rezultacie straciliśmy w Wiedniu łącznie ze 3 godziny. Potem błądziliśmy po Udine – bo hotel był nowy i nasza mapa o nim nie wiedziała, a w rezultacie okazało się, że to właściwie nie jest samo Udine, tylko przedmieścia o nazwie Tavagnacco :)
Meditur Hotel Udine Nord to idealne miejsce na nocleg tranzytowy. Hotel jest położony przy samej autostradzie A 23 (Alpe – Adria) – ok. 2 km z autostrady, jakieś 4 minuty drogi. Standard – sieciówki, okolice Ibisa, ale większe pokoje i dla dużej rodziny jak nasza – większa elastyczność. Bo choć pokoje są maksymalnie 2-3 osobowe, niektóre z nich mają wewnętrzne drzwi, które można otworzyć i mieć całkiem spory apartament tylko dla siebie. Śniadanie bardzo mierne, ale co tam – byliśmy niespełna 600 km od celu podróży i takiej włoskiej kuchni jaką uwielbiamy.
Druga część podróży to już naprawdę szybka piłka :) 580 km i niecałe 6 godzin, więc około 14 byliśmy już na miejscu i zaczynaliśmy wakacje. Dzięki temu, że wcześnie wyruszyliśmy z Udine ominęły nas też tradycyjne sobotnie korki w okolicach Wenecji. Ta część trasy jest nieco nudna – autostrada bez końca ;) Jedyna atrakcja to postoje na Autogrillach i pyszne espresso z najlepszej na świecie kawy Kimbo. Dopiero ostatni odcinek, już wzdłuż morza Liguryjskiego, dostarczył nam miłej odmiany i pięknych widoków – autostrada prowadzi wzdłuż morza, w dużej części przez widowiskowe wiadukty i tunele.
Tydzień w Pietra Ligure
Pietra Ligure to urocze liguryjskie miasteczko. Nazwa Pietra Ligure pochodzi od słynnej obronnej cytadeli “zamku na skale” znajdującej się w centrum miasteczka – pietra znaczy po włosku kamień. Miejscowość rozciąga się na schodzącym do morza, zielonym wzgórzu, u ujścia rzeki Maremola.
Ścisłe centrum i malutka starówka znajdują się u stóp wzgórza, przy samym morzu. Wyżej znajduje się rozbudowana hotelowa infrastruktura, a pomiędzy nimi ciągnąca się wzdłuż całego wybrzeża aż do Prowansji we Francji – kolej i Via Aurelia – dość ruchliwa krajowa droga SS1. O dziwo – ani kolej ani droga nie przeszkadzają w wypoczynku, ani go szczególnie nie utrudniają. Ze wzgórza do centrum prowadzą tunele oraz małe wiadukty, a trasy w dół są świetnie przygotowane i utrzymane. Zawsze mnie to zachwyca we Włoszech. Ludzie często śmieją się z Włochów, że leniwi, że głupi – a ja myślę, że ten stereotyp jest wyjątkowo nietrafiony. I Pietra Ligure tylko to potwierdza. To trudny teren, jak pewnie większość w górzystych Włoszech, a jednak życie tutaj wydawało mi się wyjątkowo łatwe. Wszystko przystosowano do tego, żeby ludziom było lżej i przyjemniej – poczynając od dojazdu, a na poruszaniu się miasteczku kończąc. Zawsze będąc we Włoszech wyobrażam sobie polskie Zakopane ;) Gdyby Włosi mieli mentalność Polaków do niewielu miejsc w tym kraju można byłoby w ogóle dotrzeć ;) Wyobrażacie sobie Zakopiankę łączącą włoskie miasta? ;) Totalny paraliż. A tu teren dużo trudniejszy, góry wyższe, a mimo to podróż paraliżują zwykle tylko okresowe korki, spowodowane ogromną ilością turystów. Niektóre trasy to właściwie jeden niekończący się tunel. Da się? Da się. I nie wierzę, że jest to wyłącznie kwestia pieniędzy.
Plaża w Pietra Ligure jest żwirowa i żwirowo-piaszczysta, z kamienistymi molo schodzącymi co jakiś czas do morza. Plaża miejska, darmowa, jest dość oblegana. Najwygodniej jest leżeć na leżaku albo na materacu, ale koc czy ręcznik też ostatecznie wystarczy – zależy co kto lubi. Woda jest czysta, zielono-błękitna, a zejście do morza bardzo łagodne, co jest ważne wypoczywając z dziećmi.
Centralnym punktem miasta wydaje się być Piazza S. Nicolò di Bari z XI-wieczną bazyliką pod tym samym wezwaniem, która stanowi mocny charakterystyczny punkt całego miasteczka – patrząc na nie z góry to bazylika i morze najmocniej przyciągają uwagę. Na placu toczy się życie kulturalne i handlowe miasta. Prócz sklepików, restauracji i lodziarni, odbywa się targ spożywczy, a wieczorami – koncerty i zabawy dla wczasowiczów. Dla nas plac urokliwy był tylko jak był pusty ;) Czyli rano i w południe, kiedy wszyscy celebrowali sjestę lub smażyli się na plaży. W pozostałych porach dnia był tłoczny i komercyjny.
W ścisłym centrum Pietra Ligure znajduje się wszystko czego potrzeba na wakacjach ;) Restauracje, lodziarnie, apteki, sklepy z pamiątkami, zabawkami, z całkiem fajnymi ciuchami i butami, 1001 drobiazgów prowadzone przez Azjatów, apteki – wszystko w jednym miejscu. Na deptaku wzdłuż plaży jest dużo atrakcji dla dzieci – karuzele, place zabaw, automaty z kulkami (ich akurat bardzo nie lubię! ;)). Uliczki są wąskie i urokliwe, kamienice z udekorowanymi kwiatami oknami, co jakiś czas place i placyki, gdzie można usiąść i odpocząć, napić się wody czy zjeść loda.
W drodze z naszego hotelu do centrum upatrzyliśmy świetny sklep z oryginalnymi ubraniami na wystawie – ale nigdy nie mogliśmy trafić w godziny otwarcia ;) Późno otwierany, późno zamykany, ale dużo przerw w ciągu dnia – chyba ze 3 sjesty ;) Kiedy w końcu udało nam się zastać kogoś w środku, okazało się, że właścicielka jest miłą Polką, mieszkającą od wielu lat w Pietra Ligure. Sprowadza do swojego sklepu oryginalne kolekcje z poprzednich lat, głównie polskich projektantów, choć nie tylko. Nie miałam pojęcia, że mamy tak utalentowanych projektantów w kraju. I zdecydowanie u nas niedocenianych. Odwiedziliśmy nową znajomą jeszcze kilka razy i przywiozłam do Polski świetnie, głównie polskie ciuchy, których nie uświadczysz w żadnym sklepie w Krakowie!
Dziewczyny obkupiliśmy za grosze na wyprzedażach w Benettonie, a Antek upodobał sobie młodzieżowy sklep z ciuchami Carlsberga i wyglądał jak żywa reklama piwa… ;)
Jak w każdej włoskiej miejscowości, tak i w Pietra Ligure można zjeść fantastyczne lody, więc nie będę ich szczególnie zachwalać ;) Choć my upodobaliśmy sobie lodziarnię Tentazione (wł. pokuszenie) na małym placyku Piazza La Pietra, przez który zawsze przechodziliśmy w drodze z hotelu na starówkę i z powrotem, więc wieczorne lody w tym właśnie miejscu stały się naszą małą tradycją.
Jak zawsze na wakacjach znaleźliśmy też nasza ulubioną restaurację, serwującą wspaniałą pizzę, makarony i świeże owoce morza. Oprócz pysznego jedzenia, zauroczyła nas osoba właściciela – zaangażowanego, zawsze obecnego (pilnującego jakości i pracowników) i bardzo otwartego. Zawsze witał nas jak przyjaciół, co oczywiście było elementem marketingu, ale też – nie w każdej restauracji właściciel jest tak osobiście zaangażowany w jej prowadzenie. Dzieci go uwielbiały. Restauracja Roxi mieści się w wąziutkiej uliczce Via Ugo Foscolo odchodzącej bezpośrednio z Piazza La Pietra i naprawdę zasługuje na uwagę. Być może też ze względu na lokalizację – nieco na uboczu, Roxi oferuje wspaniałe jedzenie w bardzo rozsądnych cenach, nieco niższych niż pozostałe restauracje w mieście. Posiada kilka malutkich stolików na zewnątrz, które zawsze wybieraliśmy, żeby mieć wybieg dla dzieci ;) To dla nas bardzo wygodne, bo nasze dzieci mają problem ze spokojnym wysiedzeniem w jednym miejscu, a tu miały sporo miejsca do biegania wte i wewte, bo uliczka jest spokojna i dość długa. Do Roxi można wejść także z równoległej uliczki Via Vittorio Veneto, również przecznicy z placu La Pietra. Nie jest to miejsce ani wykwintne ani eleganckie, ale jest prawdziwe i szczere, a jedzenie świeże i smaczne. Bardzo polecamy przynajmniej jedną wizytę w tym miejscu.
Zakupy spożywcze można robić w centrum, ale wybór znacznie mniejszy i ceny sporo wyższe. Więc jeździliśmy czasem na większe zakupy do marketu Basko przy Via Francesco Crispi – to droga regionalna biegnąca wzdłuż zachodniego brzegu rzeki Maremola. To ledwie 1,5 km od naszego hotelu i około 3 minuty jazdy, a z centrum nie więcej niż kilometr. Sklep zawsze był bardzo tłoczny i był w nim niezły chaos, ale jednocześnie dobrze zaopatrzony. Ponieważ nie mieliśmy wyżywienia w hotelu, kupowaliśmy tu produkty na śniadania i lunche oraz soki, lody, owoce, słodycze dla dzieci, piwo i wino dla rodziców. A kolacje jedliśmy zawsze w mieście :)
Pietra Ligure naszym okiem :)
Akwarium w Genui
Pietra Ligure znajduje się około 60 km od Genui i to właśnie tam postanowiliśmy zrobić jedyną wycieczkę w czasie pobytu. Wybór padł na Genuę z dwóch powodów – po pierwsze była najbliżej, po drugie – chcieliśmy odwiedzić z dzieciakami słynne Akwarium. Samo miasto nie zrobiło nas jakiegoś wielkiego wrażenia, może po prostu za krótko tam byliśmy, żeby je poznać, poczuć i polubić. Tym bardziej, że okolice Akwarium i dworca oblegają mega nachalni czarnoskórzy sprzedawcy chłamu. Starówki Genui też nie udało nam się porządnie obejrzeć. Co prawda przeszliśmy całą w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, ale nic nie znaleźliśmy! Wylądowaliśmy ostatecznie w McDonald’s ;) Nie było to to, czego szukaliśmy, ale przynajmniej dzieci coś zjadły i trochę odpoczęliśmy po kilkugodzinnym spacerze w upale.
Samo Akwarium jest za to świetne! To drugie co do wielkości Akwarium w Europie, po hiszpańskim L’Oceanogràfic w Walencji. Mieści się w okolicy Starego Portu. Tuż obok znajdują się ogromne wielopoziomowe parkingi, gdzie chyba najlepiej bezpiecznie zostawić auto.
Zakup biletu był nieco skomplikowany, bo Akwarium oferuje wiele różnych konfiguracji biletów. My w końcu wybraliśmy zestaw Pianeta Acquario obejmujący zwiedzanie Acquario di Genova, Tropical Garden, Museo Nazionale dell’Antartide i Biosferę. Bilety dla nas wyniosły po 34 €, dla Antka i Emilki po 20 €, Maryśka weszła za darmo (dzieci do lat 3). Razem 108 € – niemało, ale było warto. Pozostałe możliwe opcje zwiedzania i rodzaje biletów można znaleźć tutaj: http://www.acquariodigenova.it/en/informations/prices/.
Akwarium zostało otwarte w 1992 roku, w 500. rocznicę odkrycia Ameryki przez słynnego genueńczyka Krzysztofa Kolumba. Jest piękne. Jak podaje Wikipedia: “Nowoczesna budowla zintegrowana jest z prawdziwym statkiem (Grande Nave Blu, Duży Niebieski Statek), w którego wnętrzach stworzono warunki dla fauny i flory żyjącej w kilku morskich środowiskach. Znajdują się w nim 71 zbiorników. Obiekt zajmuje powierzchnię 10.000 m². W budynku znajduje się również sala kinowa, w której odbywają się projekcje filmów przyrodniczych. Zwiedzanie akwarium trwa około dwóch i pół godziny.” Nam zajęło nieco dłużej – bo robiliśmy więcej przerw regeneracyjnych i zachwyt naszych dzieci przy wszystkim co ich interesowało trwał wyjątkowo długo ;) A na końcu – sklep, gdzie nasze zakupoholiczki bardzo długo wybierały pamiątki z wycieczki. Po wyjściu z Akwarium przeszliśmy do Muzeum Antarktydy, które znajduje się poza obszarem samego Akwarium, ale także w pobliżu Starego Portu. Było ono znacznie mniej interesujące dla dziewczynek, ale bardzo ciekawe dla Antka i dla nas. Za to dzięki niemu Marysia, która wtedy jeszcze bardzo słabo mówiła, nauczyła się mówić pingwin ;)
Residence Sant’Anna
Nie jest łatwo podróżować z 3 dzieci. A największą przeszkodą są… hotele. Właściwie w większości przypadków jesteśmy skazani na apartamenty – choć skazanie nie jest może najodpowiedniejszym słowem, bo apartamenty są ok, lubimy je. Ale znalezienie hotelu dla rodziny 5 osobowej – czy to tranzytowego, czy wakacyjnego – jest niełatwe, a wybór ograniczony.
Teraz zależało nam na hotelu, ze względu na krótki czas pobytu – chcieliśmy mieć basen, bar, ręczniki, pościel i codzienne sprzątanie ;) Hotel Residence Sant’Anna znalazłam już na samym początku poszukiwań, ale wydawał nam się stosunkowo drogi, a w każdym razie – cena nie była aż tak atrakcyjna, żeby łapać okazję. Ale po kolejnych kilku dniach bezowocnych poszukiwań znaleźliśmy ofertę w TUI – dokładnie ten sam hotel, tylko zamiast 1200 € cena wynosiła… 420 €, wtedy było to dokładnie 1770 polskich złotych. Nie było się nad czym zastanawiać! :) Zarezerwowaliśmy hotel przez TUI, a na miejscu dopłaciliśmy 100 € za wyższy standard pokoju i klimatyzację – co wciąż dawało nam bardzo atrakcyjną cenę za pobyt.
Hotel jest położony na wzgórzu nad starym miastem Pietra Ligure. Wszystkie apartamenty hotelowe mają widok na morze i na starówkę – i to jest coś co bardzo lubimy! Wstać rano przeciągnąć się i nakarmić oczy pięknym widokiem :) Nasz apartament miał 2 pokoje – sypialnię z 3 łóżkami, jednym podwójnym dla mnie i dla Antka i pojedynczym dla Emilki. Spokojnie zmieściło się tu wypożyczone na miejscu łóżeczko turystyczne dla Marysi. W salonie z aneksem kuchennym stała zaś sofa, na której spał Michał. Nie był tu układ idealny, ale jak wspominałam – rodziny 5-osobowe i więcej mają trudniej ;) No i zdecydowanie nie popsuło nam to wakacji.
Apartament był w pełni wyposażony. W kuchni było wszystko co potrzebowaliśmy – od sztućców i talerzy począwszy, na zmywarce skończywszy. Standard – powiedziałabym włoski :) Podłoga wyłożona płytkami, podwójne rolety w oknach, niebieska kuchnia, stół z ceratką i kwiecista sofa. Na balkonie mieliśmy mały stolik, 5 krzeseł i suszarkę na ręczniki. Pokoje były codziennie sprzątane, ręczniki wymieniane były co 2 dni. Było nam tam naprawdę dobrze.
Sam hotel składa się z 3 pięter szeregowych apartamentów, z osobnym wejściem z zewnętrznych korytarzy do każdego z nich. Winda jest jedna i ciężko było się na nią załapać. A z wózkiem, naszymi tobołami i z dwoma księżniczkami nie ryzykowaliśmy wyprawy na nogach. Nasz apartament znajdował na ostatnim piętrze i na samym końcu dłuuuugiego korytarza – pewnie dlatego był w promocji ;) Nam to nie przeszkadzało – laski miały wybieg, a my spacerek, i też poczucie, że nasza głośna rodzinka nikomu nie przeszkadza.
Na parterze hotelu znajduje się recepcja, bar, pokój zabaw dla dzieci i basen. Internetu w pokojach nie ma, jest tylko na parterze, ale sygnał jest najmocniejszy w okolicach recepcji. Basen jest świetny! Nie za duży, ale też nie było przy nim zwykle tłumów. Jest brodzik i część dla dorosłych, a ta podzielona jest dodatkowo na część płytszą i głębszą, gdzie już spokojnie można było popływać. Zawsze mieliśmy dostępne leżaki, choć i tak nigdy na nich nie poleżeliśmy ;) No może za wyjątkiem Antka. My spędzaliśmy czas w basenie z dziewczynami, które oszalały na punkcie wody i nie chciały z niej w ogóle wychodzić. A najodważniejsza była niespełna dwuletnia wtedy Mańka – trenowała skoki do wody i uparcie próbowała pozbyć się kółka i skrzydełek – bo “jeśtem juś duzia”.
Parking hotelowy jest mały i nie ma wystarczającej liczby miejsc dla wszystkich gości. Ale powyżej hotelu znajdują się miejsca parkingowe na ulicy – które dla nas były nawet wygodniejsze, bo do apartamentów na ostatnim piętrze, jak nasz, można wejść także z góry – dużo bliżej i szybciej niż z dołu. Ale z auta nie korzystaliśmy zbyt często – czasem na zakupy w Basko i raz na wycieczkę do Genui. Do centrum chodziliśmy na nogach – i to były bardzo przyjemne spacery. Co prawda ostro w dół, a potem ostro w górę, ale droga prowadziła trawersem przez park miejski i nawet z wózkiem pokonywaliśmy ją bez trudu, kilka razy dziennie. Ruchliwą drogę SS1 i tory kolejowe, które dzieliły część hotelową od starówki najłatwiej było pokonać przejściem poziemnym, z którego wychodziło się wprost na stare miasto.
Mimo, że pobyt był krótki, dzieci były tu bardzo szczęśliwe. Niedługo minie rok, a wciąż jak pytamy gdzie w tym roku chcą jechać na wakacje, chóralnie, cała trójka, powtarza, że tam gdzie poprzednio ;) Jeszcze nie wiemy gdzie pojedziemy, na pewno nie w to samo miejsce, ale kusi nas Liguria bardzo. Bo właściwie to w czasie tego pobytu niewiele zobaczyliśmy. Ale był tak krótki, że szkoda nam było dzieci – to dla nich były te wakacje, a one zdecydowanie bardziej wolały morze i basen niż zwiedzanie Cinque Terre i innych atrakcji regionu.
A to widok na nasz hotel ze starówki – Residence Sant’Anna to to miejsce ukwiecone na fioletowo, w tym miejscu znajduje się hotelowy basen.
Rezerwacja noclegów w Residence Sant’Anna
Oczywiście jest co najmniej kilka sposobów, aby dokonać rezerwacji. Bezpośrednio na stronie hotelu, przez Booking.com, lub przez innego pośrednika. Zwykle o sposobie decyduje cena.
Ja gorąco polecam rezerwację przez Booking.com przy użyciu specjalnego linku polecającego. W ten sposób zarobimy obydwoje – i Ty i ja otrzymamy od Booking.com po 50 zł, wypłacanych na kartę kredytową lub zwykłą debetową. Wypłata realizowana jest po pobycie. To działa, sprawdziłam :)
Szczegółowe informacje na temat Programu Poleceń można znaleźć tutaj: https://secure.booking.com/content/referral-faq.pl.html.
Link polecający, w który wystarczy kliknąć i w ten sposób dokonać swojej rezerwacji, aby otrzymać zwrot 50 zł: https://www.booking.com/s/11_6/1022bc59.
Polecam skalkulowanie ceny pokoju rezerwowanego bezpośrednio na stronie hotelu oraz ceny na Booking.com, z uwzględnieniem rabatu w wysokości 50 zł. Czasem może się zdarzyć, ze cena bezpośrednio na stronie hotelu jest niższa. Ale jeśli kalkulacja wskazuje na Booking.com, zapraszam do kliknięcia tutaj .
Witam, za tydzień równo:) będziemy w Pietra Ligure, jestem ciekawa sklepu o którym pisze Pani w poście, czy Pamieta Pani na jakiej ulicy się znajdował?
To było tutaj: https://goo.gl/maps/R8XoavgBoK3haNtC7 -> na mapie budynek w remoncie po prawej :) Udanego urlopu!