Narty z dziećmi w Dolomitach
San Candido (Innichen) to nasze tegoroczne wielkie odkrycie! Malutka, kameralna górska miejscowość z historycznym centrum i zapierającymi dech widokami na monumentalne strzeliste szczyty Dolomitów. Bez tłoku i tłumu, z doskonale przygotowanym zapleczem dla narciarzy, a jednocześnie jest tu taniej niż w Austrii czy w bardziej popularnych kurortach Dolomitów. My spędziliśmy tu cudowny tydzień pod hasłem narty z dziećmi w Dolomitach, napaśliśmy oczy widokami, brzuchy świetną lokalną kuchnią, nawdychaliśmy się świeżego powietrza, naładowali baterie i wróciliśmy do domu z przekonaniem, że będziemy tu wracać.
San Candido – geografia
San Candido (Innichen) to przeurocza historyczna miejscowość położona geograficznie w południowym Tyrolu, we włoskim regionie Trydent – Górna Adyga, zaledwie 7 kilometrów od granicy z Austrią. Miasteczko leży na przedgórzu Dolomitów, w krainie Alta Pusteria, w której znajduje się siedem niewielkich ośrodków narciarskich z całą mnogością wyciągów i tras, skupionych wokół pięciu miejscowości – San Candido (Innichen), Dobbiaco (Toblach), Sesto (Sexten), Versciaco (Vierschach) oraz Braies (Prags). Znajdujące się tu ośrodki narciarskie Baranci, Croda Rossa, Monte Elmo, Rienza, Waldheim, Passo Monte Croce i Braies oferują łącznie 27 wyciągów, 53 kilometry tras oraz 150 kilometrów tras biegowych i skitourowych.
Obszar ośrodków narciarskich w Alta Pusteria kiedyś zwany był Sesto Dolomites (ang.) / Dolomiti di Sesto (wł.) / Sextner Dolomiten (niem.), obecnie jego oficjalna nazwa to Three Peaks Dolomites (po angielsku), lokalnie zaś funkcjonują nazwy w języku włoskim i niemieckim – Tre Cime Dolomiti oraz Drei Zinnen Dolomiten. Trzy szczyty, o których tu mowa to charakterystyczny masyw górski Tre Cime de Lavaredo, składający się z trzech głównych szczytów (oraz dwóch mniejszych turni). Jest to jedna z najpiękniejszych ścian górskich Europy, tworząca fenomenalny pomnik górskiej przyrody.
Cała kraina Alta Pusteria należy do większego narciarskiego regionu Dolomiti SuperSki, oferującego jeszcze więcej możliwości dla miłośników białego szaleństwa oraz 1 skipass na wszystkie ośrodki należące do tego rozległego obszaru.
Same zaś Dolomity to pasmo górskie wznoszące się na wysokość ponad 3.100 m n.p.m. w najdalej wysuniętej na północ prowincji Włoch. Ich nazwa pochodzi od nazwiska geologa z Delfinatu, Déodata de Dolomieu, który jako pierwszy zbadał ich skład chemiczny i na podstawie specyficznej budowy skał odkrył pochodzenie gór, które powstały w wyniki wypiętrzania osadów morza znajdującego się na tym terenie przed milionami lat. Dolomity, zwane skamieniałym archipelagiem, gigantami skalnymi czy bladymi górami tworzą niezwykłe cudo świata natury, stworzone z okazałych brył skalnych, baszt, wież i iglic. Są magiczne, majestatyczne i oczarowują każdego, kto do nich dotarł. Zostały docenione również przez komitet UNESCO, który w 2009 roku wpisał je na listę Światowego Dziedzictwa Przyrody – za nadzwyczajne wartości ogólnoświatowe, wyjątkowy i unikalny charakter, potwierdzony przez naukowców oraz stopień integracji i autentyczności.
Fenomenem natury w Dolomitach jest również zjawisko zwane enrosadira, które o świcie i zmierzchu zabarwia szczyty gór na czerwono-różowy kolor, z odcieniami żółci, błękitu i fioletu. Efekt ten wywołuje specyficzny skład skał Dolomitów – to obecność węglanu wapnia i magnezu sprawia, że promienie słońca znajdującego przy horyzoncie odbijają się od gór tworząc barwne widowisko.
Istnieje także ladyńska legenda tłumacząca zjawisko enrosadiry. Według niej, dawno temu, okolice masywu Cantinaccio zamieszkiwały karły, którym przewodził dobry i mądry król Laurin. Z miłości do swojej pięknej córki Ladinii, stworzył dla niej bajeczny różany ogród (wł. catinaccio, niem. Rosengarten). Pewnego dnia do ogrodu dotarł książę Latemar, którego oczarowały rosnące w surowych warunkach kwiaty oraz księżniczka Ladinia, w której zakochał się od pierwszego wejrzenia i nie mogąc oderwać od niej wzroku, porwał ją. Król Laurin z rozpaczy i tęsknoty za córką wypłakał sobie oczy i przed śmiercią rzucił zaklęcie na ogród, przez który stracił córkę – róże miały przestać kwitnąć i w dzień i w nocy. Zapomniał jednak o świcie i zmierzchu, stąd od tej pory o wschodzie i zachodzie słońca góry przybierają różane barwy. Urocze, romantyczne podanie :)
Historia regionu
Położony na południe od głównej grani Alp południowy Tyrol, dzięki wydarzeniom historycznym i nietypowym położeniu geograficznemu, ma wyjątkowy charakter, który dyktują przenikające się tu od wieków tradycje włoskie, niemieckie i ladyńskie. Przed I wojną światową region ten wchodził w skład monarchii Habsburskiej. Po wojnie, na mocy traktatu pokojowego z Austrią, obszar ówczesnej Górnej Adygi (Tyrol Południowy) został złączony terytorialnie z Dolną Adygą, tworząc różnorodny kulturalnie region Włoch. W skutek nacjonalistycznej polityki Mussoliniego ludność niemieckojęzyczna została poddana obowiązkowej italianizacji, język niemiecki został zakazany, w szkołach obwiązywał wyłącznie język włoski, a wszystkie niemieckie nazwy miejscowości zostały zamienione na włoskie odpowiedniki. Dopiero w 1972 roku region Trydent – Górna Adyga stał się regionem o specjalnym statusie, oznaczającym między innymi autonomię w zakresie ustawodawczym, administracyjnym i finansowym. W regionie obowiązują dwa języki urzędowe – niemiecki i włoski.
San Candido (Innichen)
Dlaczego wybraliśmy San Candido? Jak zwykle – przypadek. Najpierw kupiliśmy bilety na samolot z Katowic do Bergamo – udało nam się ustrzelić 5 biletów powrotnych, z 5 sztukami dużego bagażu nadawanego i 5 dużymi podręcznym (Wizzair) za 1250 zł. Potem zaczęliśmy szukać możliwości – małego hotelu lub apartamentów, blisko tras narciarskich i jednocześnie basenu, bo najmłodsze córki niekoniecznie jeżdżą na nartach, za to kochają wodę. Szukaliśmy małego miasteczka – z dala od dzikich tłumów, ale też nie na zupełnym odludziu, bo lubimy jak choćby niewielka infrastruktura jest w pobliżu. I w ten sposób bardzo szybko natrafiliśmy na ofertę Residence Emmy. Wszystko nam pasowało poza odległością z lotniska – ok. 340 km i 3,5 godziny jazdy “netto”, co oznaczało, że z trójką dzieci i naszymi typowymi długimi postojami pojedziemy lekko 5 godzin.
Próbowaliśmy szukać alternatywy, ale wszędzie coś nam nie pasowało. Jednocześnie dotarliśmy do informacji z pierwszej ręki, od znajomych, którzy eksplorują Dolomity od lat, że San Candido jest wyjątkowe. I jak się okazało – naprawdę jest :)
Wybór Residence Emmy okazał się strzałem w 10! To pięknie położony górski domek, niezwykle czysty i komfortowy, nowocześnie wyposażony, z wszystkimi udogodnieniami, których oczekiwaliśmy. Właściciel, Herr Sigmund :) jest bardzo miły, pomocny, chętnie udziela rad, a do tego regularnie przynosi ciasteczka pieczone przez jego mamę.
Apartament wynajęliśmy bezpośrednio od niego – cena była taka sama jak na Booking.com, a przy okazji, w kontakcie bezpośrednim, jest nam zwykle łatwiej wybrać najodpowiedniejsze zakwaterowanie dla naszej piątki. Bo nie dość, że trochę grymasimy, mamy mnóstwo pytań dodatkowych, na które pośrednik nie udzieli nam odpowiedzi, to jeszcze jak tylko można wynajmujemy najmłodszej córce łóżeczko niemowlęce, mimo, że ma już 3,5 roku. Wszystkie szczegóły uzgodniliśmy zatem bezpośrednio z właścicielem, dodatkowo wykupiliśmy ubezpieczenie od rezygnacji – co przy naszych notorycznych przygodach i zmianach planów jest niewielkim kosztem w stosunku do strat jakie generujemy jeśli nasz wyjazd nie dochodzi do skutku.
Ostatecznie zdecydowaliśmy na 2-pokojowy apartament o powierzchni 60 m2, który wraz z końcowym sprzątaniem (50 €) i łóżeczkiem dla Mańki (10 €) kosztował nas 767 € za 7 nocy (od soboty do soboty). Plus wspomniane ubezpieczenie w wysokości 39 €.
Mieliśmy też opcję wyboru wygodniejszego dla nas, 90-metrowego apartamentu, ale uznaliśmy, że dodatkowe niemal 300 €, które miał nas kosztować, wydamy na inne przyjemności – a my i tak żyjemy w stadzie ;)
Ostatecznie na miejscu czekała nas miła niespodzianka – okazało się, że “nasz” apartament został wynajęty komuś innemu i dostaliśmy w uzgodnionej niższej cenie, nowiusieńki 2-poziomowy apartament o powierzchni ok. 100 m2, z dwoma łazienkami – co przy tak licznej grupie nie jest bez znaczenia! Mieszkanie było świetne – nie dość, że nowe, świeżo wykończone i urządzone, do tego bardzo ładne – dominowała w nim biel i drewno – czyli tak jak lubimy :) Ponieważ na miejsce dotarliśmy późnym wieczorem dopiero rano zobaczyliśmy, że bezcenną wartością dodaną do apartamentu jest widok z okien <3 Monumentalny, ośnieżony szczyt Baranci (Haunold) witał nas co rano z przestronnego balkonu, gdzie zwykliśmy pijać poranna kawę z widokiem :)
Apartamenty były doskonale wyciszone – mimo pełnego obłożenia nigdy nie słyszeliśmy naszych sąsiadów i szczerze liczymy, że oni także nie słyszeli nas ;) Bardzo nam odpowiadała ta intymność i poczucie jakbyśmy byli u siebie. Zachwyciła nas czystość i ułatwienia, aby tę czystość zachować – począwszy od bardzo rygorystycznego przestrzegania segregacji odpadów, poprzez specjalne plastikowe podkładki na buty w przedpokoju, odkurzacz na wspólnym korytarzu, itp.
Kolejna zaleta apartamentów to lokalizacja – tuż przy lokalnym miejskim Aquaparku Aquafun, zaledwie 2 kroki od historycznego centrum i sklepów. Największy ze sklepów spożywczych w okolicy – Despar, znajdował się w centrum handlowym Schäfer Centro Commerciale, nie więcej niż 5 minut drogi od Residence Emmy. Niedaleko mieści się rownież Conad i godny szczególnej uwagi mięsny sklep firmowy lokalnego producenta – Senfter. Takiego specka, kiełbas i nawet zwykłych parówek nie kosztowaliśmy nigdzie indziej.
Interesującą dla nas korzyścią była też zniżkowa oferta do kompleksu Aquafun – jako mieszkańcy Residence Emmy mogliśmy korzystać z basenów w cenie 3,50 € za osobę dorosłą, 2,50 € za dziecko między 4 a 14 rokiem życia, a Mania, poniżej 4 roku życia, wchodziła za darmo. W sumie za wejście na basen płaciliśmy 12 € za 5 osobową rodzinę, czyli cena przyjemna :) Basen nie jest duży, ale bardzo nam odpowiadał. Chodziliśmy tam zwykle wieczorem, mimo zmęczenia po nartach i zabawach na świeżym powietrzu. W obiekcie znajduje się 1 basen z wydzielonym 1 lub 2 torami do pływania – ratownicy ustawiają tory w zależności od ilości chętnych do pływania; jedna, za to dość długa zjeżdżalnia; brodzik dla dzieci i zakamarki z jacuzzi oraz prądem rzecznym. Woda jest ciepła i relaksująca – bardzo lubiliśmy tam chodzić na koniec każdego intensywnego dnia.
Po raz pierwszy od dawna nie bywaliśmy w lokalnych restauracjach – raz tylko spróbowaliśmy pizzy z restauracji w Aquafun, ale była tak przeciętna, że więcej już tam nie jedliśmy. Mając pod ręką takie przysmaki, jakie kupowaliśmy w lojalnych sklepach, sami gotowaliśmy i było pysznie! Lokalne wędliny i kiełbasy, pasty, mieszanka kuchni austriackiej i włoskiej, porządne wino za mniej niż 4 € – czego chcieć więcej? <3
Rezerwacja noclegów w Dolomitach
Oczywiście jest co najmniej kilka sposobów, aby dokonać rezerwacji. Bezpośrednio na stronie hotelu / apartamentu, przez Booking.com, lub przez innego pośrednika. Zwykle o sposobie decyduje cena.
Ja gorąco polecam rezerwację przez Booking.com przy użyciu specjalnego linku polecającego. W ten sposób zarobimy obydwoje – i Ty i ja otrzymamy od Booking.com po 50 zł, wypłacanych na kartę kredytową lub zwykłą debetową. Wypłata realizowana jest po pobycie. To działa, sprawdziłam :)
Szczegółowe informacje na temat Programu Poleceń można znaleźć tutaj: https://secure.booking.com/content/referral-faq.pl.html.
Link polecający, w który wystarczy kliknąć i w ten sposób dokonać swojej rezerwacji, aby otrzymać zwrot 50 zł: https://www.booking.com/s/11_6/1022bc59.
Polecam skalkulowanie ceny pokoju rezerwowanego bezpośrednio na stronie hotelu/ apartamentu oraz ceny na Booking.com, z uwzględnieniem rabatu w wysokości 50 zł. Czasem może się zdarzyć, ze cena bezpośrednio na stronie hotelu jest niższa. Ale jeśli kalkulacja wskazuje na Booking.com, zapraszam do kliknięcia tutaj .
San Candido & narty z dziećmi w Dolomitach
Najbliżej nas, w samym San Candido, znajdował się ośrodek narciarski Baranci (Haunold), ok. 1 km od naszego apartamentu. Docieraliśmy tam zawsze na nogach, ale można też wsiąść w darmowy shuttle bus, który co 15-20 minut dowozi ludzi pod sam wyciąg. Dla nas był to miły spacer, dotlenienie zaczadzonych krakowskich płuc, a w drodze powrotnej – zakupy :) Baranci (Haunold) to 5 wyciągów i 8 km tras – średnio trudnych i łatwych. W sam raz dla nas, bo dziewczynki nie jeżdżą, jedno z nas zawsze musiało im towarzyszyć na sankach lub jabłuszkach, i tylko 14-letni Antek mógł się wyjeździć do woli ;) U stóp góry znajduje się restauracja / bar, gdzie można coś przekąsić, napić się gorącej czekolady, piwa albo Bombardino <3 Ceny umiarkowane.
Jeden raz wyruszyliśmy w inne miejsce – do Croda Rossa, gdzie znajdują się słynne olbrzymie śniegowe bałwany oraz park reniferów, które co czwartek o 14 są karmione i można w tej atrakcji uczestniczyć.
Tu można naprawdę solidnie się wyjeździć – co też uczynił nasz nastoletni syn. Na górze, na którą wjeżdża się gondolą, czeka kilka orczyków, można też zjeżdżać na sam dół trasą czarną lub alternatywnie czerwoną i czarną. Tłumów nie ma, warunki są doskonałe, a widoki są bajeczne. Jest też trochę atrakcji dla dzieci oraz 2 restauracje i bary w tradycyjnych górskich chatach.
Okolica San Candido daje znacznie więcej możliwości narciarskich, z których można korzystać pod warunkiem, że nie ma się na stanie niejeżdżących na nartach małych dzieci ;) Wszystko jest w zasięgu kilkunastu kilometrów, do ośrodków można dostać się także pociągiem kursującym po całym regionie. O szczegółach można poczytać tutaj (polski): http://www.skionline.pl/stacje/wlochy-poludniowy-tyrol-alta-pusteria-hochpustertal,osrodek,612,opis-stacji-zima.html i tutaj (angielski, włoski, niemiecki): http://www.dreizinnen.com/en/skiing-region/skiing-region/ski-regions.html. A o całym regionie DolomitiSuperski, do którego należy Alta Pusteria również tutaj: http://www.dolomitisuperski.com/en/ski-area/dolomiti-superski.
Nas najbardziej urzekła przyroda i brak tłoku – myślę, że to jeszcze wciąż nieodkryty przez Europejczyków region, jeszcze nie bardzo modny i na nasze szczęście przegrywający z nieodległymi kurortami. Plusem są też przystępniejsze ceny, wciąz jeszcze niższe niż w Austrii czy pobliskiej Cortinie d’Ampezzo.
San Candido – podróż
Jak już wspomniałam wyżej zdecydowaliśmy się tym razem na podróż samolotem z Katowic do Bergamo. W Bergamo mieliśmy już zarezerwowane auto – rezerwacji dokonaliśmy przez Ryanair (choć lecieliśmy Wizzairem) i wybraliśmy ofertę wypożyczalni Firefly. Dla opcji 5-osobowy minivan był to koszt ok. 700 zł za 8 dni (od soboty do soboty). Dodatkowo wykupiliśmy opcję pełnego ubezpieczenia w kwocie 146 €, nie mało, ale spaliśmy spokojnie, do tego wypożyczalnia nie zablokowała nam na karcie depozytu w wysokości 900 €, stanowiącego gwarancję na wypadek uszkodzenia lub kradzieży pojazdu.
Nie skorzystaliśmy natomiast z wypożyczenia fotelików dla dziewczynek – koszt dla 2 fotelików był wyższy niż wypożyczenie samochodu i wynosił 12 € za dzień, za fotelik, maksymalnie 84 €, czyli za 2 foteliki 168 €. Taniej wyszło nam wykupienie 5 bagaży nadawanych w Wizzair’ze i nadanie 2 fotelików jako bagaż. Bez trudu spakowaliśmy się do 3 wielkich walizek i jeszcze mieliśmy w nich zapas, żeby przywieźć górę pyszności z Włoch. Plus oczywiście 5 bagaży podręcznych, ale też udało nam się mieć tylko 3 – mała walizka i plecaki podręczne Antka i Michała.
Dostaliśmy nowiutkiego Opla Zafirę – dla 5 osób jest to bardzo wygodna opcja, mieliśmy więcej miejsca niż w naszej ukochanej Cytrynce, czyli Citroenie C4 Picasso, którym jeździmy na co dzień. Odległość z Bergamo do San Candido to ok. 340 km, które spokojnie można przejechać w 3,5 godziny, nam jednak podróż zajęła znacznie dłużej. Jako, że byliśmy bardzo głodni, zatrzymaliśmy się na pierwszym Autogrillu na autostradzie, gdzie spędziliśmy blisko 1,5 godziny. Ale to nie nowość – odkąd podróżujemy z trójką dzieci, nasze postoje niestety zawsze tak wyglądają. Potem mieliśmy przygodę w okolicach Trentino z wymiotującą Marysia, aż w końcu szczęśliwie dotarliśmy na miejsce ok. 22.00. Cała podróż z Krakowa do San Candido zajęła nam zatem 11 godzin – dużo i na pewno da się szybciej, ale dla nas i tak było to w porządku, biorąc pod uwagę, że autem z Krakowa podróżowalibyśmy na pewno dłużej. Oczywiście ze względu na nasze długie postoje, bo tę trasę (ok. 900 km) spokojnie można przejechać w tym czasie.
Powrót na lotnisko miał być szybszy, do tego mieliśmy mnóstwo czasu do odlotu. Chcieliśmy wstąpić do Bergamo, wyjechać kolejką szynową na wznoszące się nad miasteczkiem wzgórze i pokazać dzieciom Città Alta. A przed samym wylotem zrobić jeszcze zakupy w centrum handlowym Orio Center tuż przy lotnisku.
Z San Candido wyruszyliśmy po 10, samolot odlatywał 22:05. Niestety trafiliśmy na koszmarny korek ciągnący się od Dobbiaco (Toblach) prawie do wjazdu na autostradę, czyli blisko 60 km. Po 1,5-godzinnej podróży i przejechaniu ledwie 40 km zorientowaliśmy się, że zostawiliśmy w lodówce wszystkie nasze spożywcze zakupy – parmezan, speck, lokalne sery, i mnóstwo innych ciekawostek. Chwila wahania, wracać, nie wracać – z jednej strony szkoda czasu, z drugiej – część z zakupów to były prezenty dla rodziny i najbliższych plus nasze ulubione włoskie specjały. Decyzja zapadła – wracamy. W drugą stronę korków nie było, więc dojechaliśmy na miejsce w 50 minut, zabraliśmy zakupy i ponownie ruszyli w stronę Bergamo. Z 2,5 godzinnym opóźnieniem. O zwiedzaniu Bergamo mogliśmy już zapomnieć. Na szczęście po godzinie 12 trasa z San Candido do autostrady się rozładowała, więc już jechaliśmy płynnie i bez przygód. Jak się okazuje najgorsza godzina w sobotę do podróży tą trasą przypada między 9 a 12, z kumulacją ok. 10-11, bo do 10 należy się wymeldować z większości hoteli i apartamentów. Przed 9 i po 12 trasa jest przejezdna – na nasze szczęście ;)
W ten sposób na lotnisko, a raczej do Orio Center vis a vis lotniska, dotarliśmy o 16.30, więc czas mieliśmy już tylko na obiad i zakupy. Zdążyliśmy jeszcze spotkać się ze znajomymi, którzy przylecieli właśnie do Bergamo, krótką pogawędkę, i już trzeba było się kierować w stronę wypożyczalni samochodów. A po drodze jeszcze zatankować auto. Ponieważ dość często podróżujemy do Bergamo, mamy rozpracowaną okolicę i wszystkim szukającym stacji benzynowej przed zwrotem samochodu na lotnisku polecamy stację Iper Station Stop&Go, w drodze z centrum handlowego na parking. Jest to stacja samoobsługowa i jak na Włochy – stosunkowo tania, a właściwie – tańsza niż inne w okolicy.
Tegoroczne narty z dziećmi w Dolomitach zaliczamy do jednych z naszych najciekawszych i najprzyjemniejszych wyjazdów rodzinnych :)
Źródła informacji:
- http://www.nto.pl/artykuly-archiwalne/art/4177165,dolomity-najpiekniejsze-gory-swiata,id,t.html
- https://www.visittrentino.it/pl/artykuly/snieg-i-dziewicza-przyroda/biegi-narciarskie-rakiety-sniezne/enrosadira—wielobarwny-cud-natury
- http://www.skionline.pl/stacje/wlochy-poludniowy-tyrol-alta-pusteria-hochpustertal,osrodek,612,opis-stacji-zima.html
- http://www.dreizinnen.com/en/skiing-region/skiing-region/ski-regions.html
- http://www.dolomitisuperski.com/en/ski-area/dolomiti-superski