Taormina przywitała nas deszczem. I choć potem wyjrzało słońce, pierwsze, nie bardzo miłe wrażenie pozostało. A przecież planując naszą podróż to właśnie Taormina tym miejscem, które koniecznie chciałam zobaczyć. Może to dlatego, że tak bardzo nastawiałam się na wspaniałe emocje, zderzenie z rzeczywistością mnie rozczarowało? Albo dlatego, że poprzez splot drobnych niemiłych wydarzeń nie poczuliśmy z tym miejscem żadnej chemii? Hotel był daleki od wymarzonego, Etna schowała się za chmurami i ani na chwilę nam się nie pokazała, w drodze na Isola Bella Michał poważnie skręcił nogę, kolejka linowa, którą planowaliśmy przejażdżkę była w remoncie, a wieczorem tak się rozpadało, że wróciliśmy do hotelu przemoczeni do suchej nitki.
Chyba tak to czasem jest, że pozornie zwykłe miejsca, w których z jakiegoś powodu czuliśmy się wspaniale, wspominamy ciepło i z łezką w oku. A miejsca znaczące i piękne, często prawdziwe dumy danego regionu czy kraju, które przywitają nas nieprzyjaźnie, pozostawiają po sobie w najlepszym wypadku lekkie rozczarowanie. I taka też zostanie w naszej pamięci Taormina. A szkoda, bo obiektywnie to bezdyskusyjnie piękne miejsce. Jednak przywołuje w mojej pamięci wspomnienie niewygody, stresu, tłumu turystów i drożyzny.
Taormina – co warto zobaczyć
Zacznijmy od pozytywów :) Taormina jest pięknie położona, na zboczach stromych gór schodzących do morza. Nad miastem góruje zamek Castello di Taormina, zwany także Castello Saraceno. Niżej, w samym mieście, podziwiać można jedną z największych atrakcji Taorminy – położony 250 m n.p.m. teatr grecki, z zapierającą dech w piersiach panoramą morza Jońskiego i Etny na horyzoncie. Podobno, bo my zobaczyliśmy tylko gęste chmury zakrywające wulkan ;)
W pobliżu teatru rozciąga się kompleks publicznych ogrodów Villa Comunale imienia księcia Colonna di Cesaro, z bogatą i barwną roślinnością śródziemnomorską oraz widokiem – na morze i Etnę. Ogród stworzyła pod koniec XIX wieku brytyjska arystokratka i ogrodnik Florence Trevelyan. Pierwotnie był jej prywatnym ogrodem, a po jej śmierci został przekazany miastu. W ogrodzie zaskakuje turystów ekscentryczna budowla – dziwna wieża w azjatyckim stylu, która pierwotnie służyła Florence obserwacji ptaków.
Centrum Taorminy stanowi Piazza IX Aprile z uroczym, małym kościółkiem Sant’Agostino. Tego dnia, 27 września 2015, na placu zebrały się tłumy, aby podziwiać pokazy lotnicze w Naxos (sąsiednia miejscowość) tzw. Frecce Tricolori, których głównym motywem były trzykolorowe smugi zostawiane przez odrzutowce, oczywiście w kolorach flagi włoskiej – czerwone, zielone i białe. To było całkiem przyjemne show :) Ta część miasta to średniowieczna dzielnica, obecnie pełna sklepów z pamiątkami i restauracji, droga i zatłoczona. Więcej turystów można tu spotkać w sklepach i lokalach niż przy znajdującej się w pobliżu, na Piazza Duomo, XIII-wiecznej katedrze San Nicolo oraz sąsiadującej z nią urokliwej barkowej fontannie.
U stóp miasta znajduje się urocza wysepka z rezerwatem przyrody Isola Bella, zwana perłą morza Jońskiego. W XIX wieku kupiła ją wspomniana już wyżej Florence Trevellyan, która wybudowała tu dom i założyła ogród, w którym hodowała egzotyczne rośliny, rzadkie krzewy i trawy. Do 1990 roku wyspa była w rękach prywatnych, następnie została wykupiona przez region Sycylii i ustanowiono tu rezerwat naturalny. Wysypkę, w zależności od poziomu morza, często łączy z lądem wąska ścieżka, która można się dostać na wyspę suchą stopą. W zatoce znajduje się mała skalista i żwirowa, ale bardzo popularna plaża.
Aby dostać się na wybrzeże najprzyjemniej zjechać w dół kolejką linową. Podobno, bo nie mieliśmy tej okazji – jak już wspominałam kolejka była w remoncie. Zeszliśmy więc w dół na nogach – co nie jest dalekim spacerem, ok. 1-1,5 km, ale kamienista i wyboista ścieżka prowadzi stromo w dół. Mniej więcej w połowie drogi, Michał – zapatrzywszy się na widoki, źle stanął i skręcił nogę. To właściwie zakończyło nasze zwiedzanie Taorminy. Po około półgodzinnym odpoczynku powoli zeszliśmy na dół, chwilę odpoczęliśmy na plaży i wróciliśmy do centrum miasta autobusem – i była to całkiem miła, widokowa przejażdżka.
W momencie kiedy wysiedliśmy z autobusu lunął deszcz, więc zdążyliśmy jeszcze pokręcić się w okolicy głównej ulicy miasta – Corso Umberto I, ciągnącej się pomiędzy dwoma bramami – Porta Messina i Porta Catania. Udało nam kupić dla najmłodszej latorośli śliczne buty z jej ukochaną myszką Minnie ;) oraz zrobić małe zakupy na wieczór (sery, wędliny i wino – moje sycylijskie odkrycie – szczep Nero d’Avola <3) i wróciliśmy do naszego śmiesznego hotelu ;)
Nasz hotel, Soledado, na zdjęciach prezentował się bardzo przyzwoicie, do tego oferował parking – co w Taorminie jest rzadkością i generalnie w mieście jest duży problem z parkowaniem i w ogóle z poruszaniem się samochodem. Recenzje hotelu na Tripadvisorze i na Bookingu były bardzo ładne, cena atrakcyjna, więc i decyzja łatwa – bierzemy. No i to nie był zły hotel, ale… daleko mu do bycia nowoczesnym i wygodnym – chyba, że są pokoje lepsze i gorsze, a my trafiliśmy na ten gorszy. Pokój malutki, stary, warunki dość spartańskie. Korytarze z zapachem stęchlizny. Całość utrzymana w stylu późny Gierek. Umeblowanie również z tej epoki. Łazienka, a nie – łazieneczka, malutka, ciemna i niewygodna.
Obsługa rodzinna – tata, mama, syn i córka – bardzo miła, ale specyficzna. Miałam wrażenie, że tata Roberto to niezły dyktatorek, a cała rodzina jest mu bezkrytycznie podporządkowana. Być może to wynikało z troski o gości, ale czuliśmy się cały czas obserwowani ;) Nie potrafili dać gościom swobody, intymności – nawet podczas śniadania, doglądali czy nic nam nie brakuje, a ja i tak czułam się tak, jakby kontrolowali wielkość i jakość mojego posiłku. Trochę to było upiorne ;)
Za to odkryliśmy znakomitą restauracje – pizzerię Etna, znajdującą się na tej samej ulicy, co nasz hotel – Via Dietro Cappuccini 3, bardzo blisko bramy Porta Messina i głównej ulicy miasta – Corso Umberto I. Mniej turystów, więcej “lokalsów”, ceny jak na Taorminę umiarkowane, a co najważniejsze – pyszne włoskie i typowo sycylijskie jedzenie. Zdecydowanie polecamy :)
Podsumowując – wielka szkoda, że okoliczności wizyty w Taorminie były takie, że wpłynęły na nasz słaby odbiór tego miejsca. Może innym razem będzie lepiej, a może następnego razu nie będzie i to prostu nie było “nasze miejsce”? Chciałabym móc podpisać się pod słowami Iwaszkiewicza, który tak pięknie pisał o Taorminie. Ale nie mogę.
Kiedy słyszę słowo Taormina oczami wyobraźni widzę wysokie wzgórze, nisko rozłożone jedwabiste morze, w blasku słońca roztapiającą się jak kryształ Etnę, i w końcu całą czarodziejską scenerię grecko – rzymskiego teatru. Jest to jedyna taka scenografia na świecie.
[…] Sycylia w 5 dni – Taormina […]